Beskidy szpeci monstrum otoczone pniami wyciętych drzew [ZDJĘCIA Z DRONA]

Stojący w bardzo atrakcyjnym miejscu, bo przy szlaku na Magurkę Wilkowicką, budynek byłego bielskiego szpitala wygląda koszmarnie. Teraz stał się jeszcze bardziej widoczny, bo właściciel ogołocił okolicę z drzew. Czy naprawdę nic nie można z tym zrobić?

Magurka to jeden z najpopularniejszych beskidzkich szczytów i ulubiony cel niedzielnych wypadów bielszczan. Nic dziwnego, bo szlaki prowadzące na szczyt są bardzo malownicze, jest tam sympatyczne schronisko, w którym można odpocząć, coś zjeść i wypić.

Okolica byłaby jeszcze ładniejsza, gdyby nie szpecił jej porzucony, dziesięciopiętrowy budynek dawnego szpitala Stalownik. To szkielet bez okien, widoczny już z daleka. Skąd takie szkaradztwo wzięło się w Beskidach?

Po wybudowaniu pod Szyndzielnią Szpitala Wojewódzkiego szpital w Stalowniku został zlikwidowany. Sprzęt, który nadawał się jeszcze do użytku, przewieziono pod Szyndzielnię.

Wydawało się, że najlepszym rozwiązaniem będzie, jeśli budynek zmieni przeznaczenie. Śląski Urząd Marszałkowski proponował, by opustoszały budynek przejęło miasto. Władze Bielska-Białej, tłumacząc, że ten obiekt do niczego miastu nie jest potrzebny, nie zgodziły się na takie rozwiązanie. Urzędnicy mieli też świadomość, że trudno byłoby przerobić Stalownik np. na hotel, bo już wtedy nie spełniał norm przeciwpożarowych.

Zaczęły się problemy, bo coraz bardziej niszczejącego budynku przez kilka lat nikt nie chciał. Kolejne przetargi ogłaszane przez Urząd Marszałkowski nie dawały efektu.

Gmach udało się sprzedać dopiero w 2005 roku za przeszło 2 mln zł. Nabywcą był prywatny przedsiębiorca z Nowego Targu. Wszyscy odetchnęli z ulgą, ale okazało się, że to był dopiero początek kłopotów.

Nowy właściciel rozpoczął w budynku prace, wymontował m.in. okna. Okazało się, że nie ma na to pozwolenia. Nadzór budowlany skierował sprawę do prokuratury i natychmiast wstrzymał prace prowadzone bez zachowania podstawowych zasad bezpieczeństwa - teren nie był zabezpieczony przed wejściem postronnych osób ani odpowiednio oznakowany, a robotnicy zrzucali na ziemię gruz z wysokości kilku pięter.

Za doprowadzenie budynku do stanu mogącego powodować zagrożenie dla życia i zdrowia ludzi właściciel Stalownika dostał wyrok w zawieszeniu.

Co z tego, skoro nic się nie zmieniło? Szkielet dawnego szpitala jak stał, tak stoi nadal. Nie dość, że szpeci całą okolicę, to jak magnes przyciąga poszukiwaczy przygód, zwłaszcza uczniów bielskich szkół. Urządzają sobie tam wycieczki, sesje zdjęciowe, imprezy. Wchodzenie na teren Stalownika nie jest bezpieczne. W każdej chwili można spaść z dużej wysokości albo dostać jakimś oderwanym elementem budynku w głowę. To cud, że jeszcze nikt tam nie zginął. Pełne ręce roboty ma policja, która musi mieć cały czas budynek na oku.

Teraz o Stalowniku znowu zrobiło się głośno. Właściciel obiektu wyciął drzewa wkoło, pod topór poszły brzozy, buki i świerki na obszarze około hektara. Zrobiono to zgodnie z prawem, bo 16 czerwca, a więc w ostatni dzień przed zaostrzeniem przepisów dotyczących wycinania drzew. Teraz zrujnowany obiekt jest jeszcze bardziej widoczny.

Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik

Bielsko-Biała, Stalownik