Od 2003 r. był już na emeryturze, poprzednio przez 29 lat był proboszczem parafii św. Anny w Katowicach-Nikiszowcu. Miał 83 lata, z których ponad 60 przeżył w kapłaństwie. Był wielkim przyjacielem Nikiszowca. Ostatnio mieszkał w domu księży emerytów w Katowicach, ale wciąż o Nikiszowcu pamiętał. Podczas pewnego spotkania wspominał jasełkowy happening, który w Boże Narodzenie zorganizowała tutejsza niepełnosprawna młodzież.
"To były święta już po atakach terrorystycznych w Ameryce i początku interwencji w Iraku. Myślałem sobie: Jezu, jak oni to zrobią, czy im aby tylko to wyjdzie? Później okazało się, że oglądałem jeden z najbardziej wzruszających obrazków w życiu. Na rynku rozbili namiot żołnierski. Józef i Maryja ciągnęli za sobą drewniany wózek. Chodzili dookoła rynku, szukali schronienia. W końcu weszli do namiotu. Tam znaleźli schronienie dla Dzieciątka!".
Ks. Klemens wspominał też jasełka, które oglądał w szkole na Nikiszowcu, "moje najpiękniejsze w życiu" - zapewniał, i opowiadał, jak na wigilijną kolację zaprosił bezdomnego z dworca w Katowicach.
"Przyszedł na parafię na zupę, którą rozdawaliśmy. I tak jakoś już został. Daliśmy mu ubrania, wykąpał się, no a później usiadł z nami do wieczerzy. Mało mówił, był bardzo skrępowany, wzruszony. Potem poszedł też na pasterkę. Kiedy wrócił, pokazałem mu pokój i tapczan do spania. Poprosił o fotel. Mówił, że od lat na dworcu sypia na siedząco. Tak się przyzwyczaił. Tłumaczył, że jak się położy, to czuje duszności. Na drugi dzień poprosił o świąteczny obiad w kancelarii. Wolał zjeść w samotności".
Ks. Klemens oprowadzał nas również po ul. św. Anny, najczęściej fotografowanej i pokazywanej w filmach. "Najbardziej charakterystyczny obrazek z tej ulicy to maszerująca orkiestra górnicza. Przed laty był zwyczaj, że najmłodsi muzycy w Wigilię chodzili do najstarszych mieszkańców w dzielnicy. Grali im kolędy i jak wracali, to jeszcze zahaczali o plebanię, żeby i nam pograć. Zresztą bez koncertów i muzyki nie było mowy o świętach w Nikiszowcu. W kościele są organy, jedne z największych w regionie. Przyjeżdżali muzycy, nawet płyty u nas nagrywali. Wiele razy koncertował zespół Camerata Silesia. Któryś ze śpiewaków powiedział mi kiedyś, że od lat mieszka w centrum Katowic, ale pierwszy raz odwiedza Nikiszowiec. Nie miał pojęcia, że w jego mieście istnieje tak zachwycająca dzielnica!".
O kościele św. Anny mówił, że to centrum tutejszego świata.
"Dla mnie Święta Anna to też niezapomniane pasterki - te osobiste, kiedy po raz pierwszy odprawiałem mszę o północy w nowej parafii, i ta, kiedy już wiedziałem, że odchodzę na emeryturę. Ach, łza mi się wtedy mocno w oku kręciła. Inna smutna pasterka to ta ze stanu wojennego, gdy po masakrze na Wujku modliliśmy się za zastrzelonych górników. Ale były też msze wesołe. W pierwsze święto po sumie chrzciłem dwójkę młodych Romów. Do kościoła przyszła cygańska orkiestra i grała kolędy".
Wszystkie komentarze