Start do sezonu Podbeskidzie miało taki sobie. Potem jednak w pięciu meczach zdobyło 13 punktów. Ukoronowaniem serii była wygrana 2:1 z Legią. To był najlepszy start w ekstraklasie w historii bielskiego klubu. Potem było różnie, a na koniec sezonu zasadniczego - bardzo źle. Jak to ujmował trener Leszek Ojrzyński, raz byli Mikołajami rozdającymi rywalom prezenty, inny razem Janosikami, którzy zabierają punkty bogatym.
Jego powrót do zespołu po mało udanym sezonie w belgijskiej lidze miał dodać Podbeskidziu wartości. Tymczasem Demjan (z lewej) regularnie udowadniał, że po dawnym królu strzelców ekstraklasy pozostało tylko nazwisko. Ojrzyński dawał mu szanse, jednak ze Słowaka niewiele było pożytku. W efekcie drużyna z przodu nie miała kim straszyć.
Demjan, a także Marek Sokołowski, Tomasz Górkiewicz, Bartłomiej Konieczny, Richard Zajac (na zdjęciu), Michal Peskovic, Maciej Iwański, Pavol Stano, Piotr Malinowski czy odstawiony do rezerw Dariusz Pietrasiak to zawodnicy po trzydziestce. Czasem bliżej czterdziestki. Często wyraźnie brakowało im już kondycji bądź kreatywności. Podbeskidzie to taka grupa boiskowych rębajłów. Trener wycisnął z niej wszystko co się dało. Coś podobnego Ojrzynski stworzył w Koronie Kielce. I tam, i tu formuła się wyczerpała. Klub musi przewietrzyć kadrę.
W pięciu ostatnich meczach sezonu zasadniczego Podbeskidzie zdobyło zaledwie 3 punkty. Zmarnowało kilka szans, aby zgarnąć w meczu pełna pulę i zapewnić sobie miejsce w czołowej ósemce. Najbardziej frajersko zachowało się w meczu z Piastem w Gliwicach. Gospodarze rozegrali bardzo słabe spotkanie, ale Górale nie zrobili nic, by to wykorzystać. No i stracili w końcówce gry trzy gole. Sami sobie winni. Trener Ojrzyński (z lewej) został wywalony z roboty po porażce z Lechem. Oficjalnie - za brak wyników. Nieoficjalnie - nie mógł się już dogadać z zarządem i piłkarzami. Czyli - był na straconej pozycji.
Materiał promocyjny
Materiał promocyjny
Dzisiejsza gazeta (e-wydanie)
Wszystkie komentarze