Trwa 21. edycja przeglądu filmowego Kino na Granicy. W tegorocznym programie festiwalu organizowanego w Cieszynie i Czeskim Cieszynie przygotowano ponad 190 projekcji polskich, czeskich i słowackich filmów, a także spotkania z twórcami i koncerty. KnG potrwa do piątku.
Fundacja Anny Dymnej zorganizowała zbiórkę pieniędzy na leczenie reżysera Kazimierza Kutza. Piotr Pietrasz, szef katowickiego PiS, opublikował na Facebooku oświadczenie majątkowe reżysera sprzed trzech lat. - Himalaje żenady - skomentowali internauci.
Pierwsze sygnały zapowiadają walkę o odzyskanie utraconej demokracji, obywatele wchodzą w bezpośrednią konfrontację z rządem, bo na niszczenie instytucji sądowniczych odpowiadają nieposłuszeństwem obywatelskim. Czeka nas burzliwa jesień na placach i ulicach wielu miast.
Kraj dziczeje z niewiarygodnym przyśpieszeniem, przez co nie ma możliwości porządnie moralnie pocierpieć z powodu zła, bo nadmiar lawy absurdów jest większy niż kiedykolwiek. A przez to człowiek popada w głupawe rozbawienie podobne do tego, kiedy przekracza swoje możliwości w spożywaniu alkoholu.
Miniony tydzień kipiał wydarzeniami. Sprawy polskie na forum europejskim gulgotały jak jajka gotowane w zbyt małym garnku. Jeszcze raz albo dwa takie gulgoty i PiS pierdyknie jak zeppelin "Hindenburg" 6 maja 1937 r. w Lakehurst w stanie New Jersey.
Nazywał się Stanisław Musiał, urodził się w Łososinie koło Limanowej w największej chłopskiej biedzie. Był jezuitą, filozofem, publicystą i "wielkim orędownikiem dialogu chrześcijańsko-żydowskiego, bezwzględnie krytykował wszelkie przejawy antysemityzmu i ksenofobii w Kościele". Toteż nie miał słodkiego życia.
Długowieczność uchodzi za uciążliwość, słusznie, i mógłbym o niej sporo opowiedzieć, ale starość jest z natury nudna i nadaje się jako temat na literaturę, więc nie będę kwękał, bo mam napisać w miarę pogodny felieton, a nie XIII księgę "Dziadów". Zwłaszcza, że w środku mrozów nawiedziła nas gula głupoty sprzed 50 lat, czyli rocznica wypędzenia Żydów polskiego pochodzenia; 25 tysięcy inteligencji polskiej, często o dorobku twórczym na skalę europejską, głównie intelektualistów, artystów i polityków.
Moje godziny mijają pomiędzy wydarzeniami toczącej się rzeczywistości a faktami z przeszłości. Ostatnie dni to niezwykła inwazja dramatycznych wydarzeń związanych z Holocaustem polskich Żydów.
Za sprawą polityków najmłodszej generacji z mentalnością kiboli, jak Patryk Jaki, Michał Wójcik czy Zbigniew Ziobro, pod iście królewskim patronatem Jarosława Kaczyńskiego, naszego niepodległego nacjonalisty, mamy do czynienia z wulkaniczną erupcją strachu rodem z Holocaustu. I z obrzydliwą licytacją na cierpienia, jakby okupacja była rodzajem meczu w sportowej konkurencji cierpień.
Po minionym kataklizmie w sejmie (po którym Grzegorz Schetyna schował się w pieczarach Gór Sowich), opozycja przeobraziła się w fikcję literacką, a PiS w spółkę z nieograniczonymi możliwościami.
Był to tektoniczny uskok, w górnictwie zwany tąpnięciem, takie zajęcze hyc! ku Rosji, służące budowie w środku Europy sarmackiej cysty na zakwasie dyktatury plemienno-religijnej, a opartej na nienawiści do wszystkiego, co w Polsce ma pochodzenie oświeceniowe.
Wilhelm Szewczyk, nasz Stary Wiluś z Czerwionki - obok Starego Jorga - wyrasta w nowej metropolii na patrona tegorocznej kampanii wyborczej o samorządność w gminach. To będzie wojna, bo PiS będzie chciał samorządy upolitycznić i zawłaszczyć. Na naszych oczach dzieje się nowy rozdział walki o siłę własnej tradycji na poziomie oddolnym.
Po ogłoszeniu komunikatu Komisji Europejskiej o przesunięciu Polski za płoty innych nacji europejskich i podpisaniu przez prezydenta dwóch swoich ustaw sądowniczych, które uczynią z Polaków paczki przesyłkowe, czułem się jak pies wypchnięty z samolotu bez spadochronu.
W poniedziałek w kinoteatrze Rialto w Katowicach odbyło się uroczyste wręczenie nagród marszałka województwa śląskiego za 2017 r. w trzech kategoriach. - Nie ma źle. Rok w kulturze na Śląsku, można powiedzieć, był dobry - mówił Henryk Mercik, członek zarządu województwa.
Zdaje się, że poziom absurdu rośnie u nas proporcjonalnie do zawłaszczania władzy przez PiS. To znaczy, kiedy staniemy się krajem w pełni autorytarnym, będziemy żyli w państwie całkowicie zidiociałym.
Wielkomocarstwowość więdnącego rządu coraz częściej przejawia się w poczynaniach totalitarnych. Uchwala się ustawę o usunięciu z ulic i placów byłych członków PZPR, Instytut Pamięci Narodowej dostaje nakaz stworzenia spisu takich miejsc - jest ich ponad 900 - bo ci nieżywi partyjniacy psują naszym dzieciom urzędowy patriotyzm.
Nie wiem jak inni starcy, ale ja w swojej mazowieckiej Kurlandii znoszę w pełnej samotności resztki losu, który jest już za mną.
Po stokroć wolę konflikt pomiędzy Jerzym Owsiakiem a Krystyną Pawłowicz, który jest odpryskiem toczącej się wojny politycznej, ale znajduje się w sferze, która ludzi zawsze porusza i śmieszy.
Widok pustego Krakowskiego Przedmieścia, przemienionego w metalową strugę obramowaną czernią mundurów milicjantów, po której kroczy orszak manifestacji smoleńskiej Kaczyńskiego, był porażający i nie chciałbym, aby urósł do metafory dzisiejszej Polski. Był jakimś ponurym echem wypraw Polaków na syberyjskie szlaki. Mroziło mnie i nie mogłem oderwać oczu od tego żałosnego pejzażu. Mam nadzieję, że konała tu polska głupota polityczna.
Jeden człowiek czasem może więcej niż cała zorganizowana gromada. Nasuwa się ta myśl choćby w związku z wycieczką Władysława Frasyniuka do Warszawy na nieustanne "zaduszki" Kaczyńskiego.
Uczestnictwo Władysława Frasyniuka w "nabożeństwie" PiS-u na Krakowskim Przedmieściu może stać się oczekiwaną iskrą, która zapali lont buntu obywatelskiego w ramach prawa konstytucyjnego przeciwko bezprawnej ustawie o comiesięcznej partyjnej zabawie na Szlaku Królewskim. I zacznie się pisać nowy rozdział historii. Polacy po raz drugi przystąpią do walki o wolność.
Europa stoi przed niepowtarzalną chwilą historyczną, która po 60 latach historii Francji może wywrócić wszystko do góry nogami: jeśli we Francji prezydentem zostanie pani Marine Le Pen będzie to także kres powojennej historii Europy.
Bohaterem minionych świąt ostał się Wojciech Polak, prymas i arcybiskup gnieźnieński. Jest on jedynym z notabli Kościoła, który bez politycznych kokieterii odciął się od ks. Rydzyka, "prymasa" obozu narodowo-socjalistycznego, a tym samym państwa wyznaniowego. I Episkopatu.
Z wiosną ruszyły lody, a także opór przeciwko pisowszczyźnie. Rośnie świadomość coraz gorszego stanu rzeczy, a co za tym idzie - i aktywność publiczna.
Ci, co zastanawiają się nad zrządzeniem losu, a do nich na pewno należą ludzie piszący, wiedzą, że zdarzają się sytuacje, których człowiek - nawet gdyby był Wiliamem Szekspirem - nie jest w stanie wymyślić. Sytuacje te rodzą fakty, dzięki którym świat zyskuje na urodzie. Do nich należy katastrofa na ulicy Powstańców Śląskich w Oświęcimiu, z premier Beatą Szydło w roli głównej.
To były dobre chwile w Teatrze Śląskim - 16 lutego, na promocji "Fizymatentów" i świętowaniu moich 88. urodzin. Wydaje mi się, że zeszła się jakaś rodzina albo wspólnota, by pobyć ze sobą choć chwil parę.
Kołomyja wokół metropolii warszawskiej jest typowym faulem politycznym. Ma ona na celu podtrzymanie techniki rządzenia PiS-u poprzez zbełtanie; permanentna konfrontacja przemieszana z insynuacjami jest ulubioną tabaką Jarosława Kaczyńskiego.
Życzliwi nam obcokrajowcy wychodzą powoli z szoku po tym, co stało się z polską demokracją (a teraz przybiera formy katastroficzne) i zaczynają zastanawiać się nad źródłami erupcji polskiej "cofałki".
Ucieka nam ten nieszczęsny rok, urągający tradycji oświeceniowej, wolnościowej i honorowi wszystkich obywateli, dla których polskość utożsamiana jest z europejskością.
Praktyka pisania felietonu polega na tym, że kiedy w piątek felieton dociera do czytelnika, to w główce autora zaczyna się poszukiwanie motywu do napisania nowego; to moja wieloletnia udręka, bo felieton musi mieć swój temat, trzeba go wyłuskać z rzeczywistości. I napisać.
Po tym, do czego doszło w minionym tygodniu, ani mózg, ani ręka nie kwapią się do opisywania wyłaniającej się rzeczywistości.
Przez ostatnie dni musiałem w szalonym tempie przeczytać prawie 200 własnych felietonów, wstępnie wytypowanych do druku z 700, z 2 tys. felietonowych liter każdego felietonu powstałych przez ostatnią dekadę.
Dziwne były tegoroczne Zaduszki. Kto by kiedykolwiek przypuszczał, że Państwo zbezcześci Święto Umarłych. Skąd wziął się taki barbarzyński rząd? Polacy, zanurzeni po uszy w swojej martyrologii, lubią smutek bardziej od radości - tak jak niektórzy stawiają golonkę ponad schabowego - doczekali się barbarzyństwa, jakby żyli pod jakimś caratem.
Są chwile, w których wyczuwa się w powietrzu Palec Boży. Jak w miniony poniedziałek, za sprawą naszych kobiet, tych co rodzić będą lub już urodziły, które tłumnie wyszły w słotny dzień na swoje publiczne place, by wołać o pomstę do nieba.
Dobry ksiądz kojarzył mi się zawsze ze słowem duszpasterz. Franciszek jest dla mnie pasterzem przykładnym.
Nowy wojewoda śląski ma dopiero 35 lat, pochodzi z Gliwic, ukończył politologię, w dwudziestym roku życia wstąpił do PiS-u. Był radnym trzech kadencji w samorządzie, trochę biznesmen, ostatnio lider gliwickiego oddziału PiS. Teraz w PiS-ie taka moda, że na wysokie stanowiska wypycha się bardzo młodych ludzi.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.