Kilkaset osób demonstrowało w środę (14 czerwca) w Bielsku-Białej pod hasłem "Ani jednej więcej. Przestańcie nas zabijać". Manifestację zorganizowali też przeciwnicy aborcji. Przyszło na nią kilka osób.
Lekarze zajmujący się w szpitalu w Pszczynie 30-letnią ciężarną Izabelą, która zmarła w wyniku wstrząsu sceptycznego, z zarzutami zastępcy okręgowego rzecznika odpowiedzialności zawodowej w Katowicach.
O dramatycznych skutkach wyroku trybunału Julii Przyłębskiej i o tragediach pacjentek opowiadali w Bielsku-Białej lekarze. - Mieliśmy pacjentkę z częściowym zaśniadem groniastym, była w bardzo złym stanie, płód miał wiele wad, a mimo to dostawaliśmy od profesorów opinie, że mamy czekać - mówiła jedna z lekarek.
W piątek wieczorem na ulice Bielska-Białej znowu wyszli protestujący przeciwko zaostrzeniu przepisów dotyczących aborcji.
- To mile, że politycy rozczulają się nad ciężko upośledzonymi dziećmi, ale ich matki zostają często same - mówi mieszkająca w Czechach Dorota Havliková, matka pięciorga dzieci, która bierze udział w protestach w Cieszynie i wykupiła prenumeratę "Wyborczej", wspomagając Strajk Kobiet.
- Niewątpliwie coś w ostatnich dniach w nas pękło. Protesty kobiet sprawiły, że PiS zaczął zdawać sobie sprawę, że ich wpływ na ludzi się kurczy. To może być dla nich kubeł zimnej wody - mówi dr Tomasz Słupik, politolog z Uniwersytetu Śląskiego.
Szpitale w województwie śląskim na razie nie wstrzymują zabiegów aborcji zaplanowanych z powodu ciężkich wad płodu.
Na decyzję bielskiego sądu rejonowego w sprawie banerów prezentujących zakrwawione ludzkie szczątki czeka wiele osób. To będzie sygnał, co wolno, a czego nie wolno w przestrzeni publicznej.
Copyright © Wyborcza sp. z o.o.